Hejt i ironia – słów kilka
Ironia, złośliwa sugestia, hejt – gdzie jest granica?
Na początek mała zajawka związana niejako z samym słowem i zjawiskiem, jakim jest hejt – https://www.youtube.com/watch?v=5Hpa6MfcY8U
Pomimo faktu, że Internet gości w naszych domach nie od dzisiaj – a od lat 60. XX w., gdzie miał swoje początki, trochę minęło – to należy powiedzieć, iż w porównaniu z telewizją nadal zdaje się być medium młodym. Zdołała się już jednak skrystalizować pewna forma i funkcje „Międzysieci”. Zaliczają się do nich: rozrywka, komunikacja, wymiana informacji. Pośród tego wszystkiego nie mogło również zabraknąć miejsca do okazywania niechęci wobec świata przez jednych użytkowników na innych. Powstania takiego procesu nie dało się uniknąć. A wszystko to ze względu na dwie sprawy: niespotykaną dotąd globalność medium, gdzie poprzez różne strony i serwisy stykają się ze sobą różne formy przekazu, ludzie i światopoglądy – w połączeniu z poczuciem anonimowości. W końcu najłatwiej jest zrobić komuś złośliwość, kiedy jest się pewnym, że nie poniesie się za to żadnej odpowiedzialności. Wiadome jest jedno, w kwestii rozprzestrzeniania się mowy nienawiści w Internecie nie powinniśmy pozostać bierni, jednak by dokonać właściwego rozrachunku, należy wpierw rozróżnić pojęcia, których pojawienie się w Internecie w pewnych sytuacjach bywa kłopotliwe.
Pierwszym zjawiskiem, a zarazem najłatwiejszym do rozpoznania i scharakteryzowania jest mowa nienawiści, tzw. hejt (z ang. hate – nienawidzić). Jest to prosta w konstrukcji treść, w której propaguje się nienawiść szeroko pojętą, w różne osoby skierowaną i – zgrozo – często podpartą mętnymi bądź żadnymi argumentami. By zostać „zhejtowanym”, nie potrzeba dużo. Jak to bywa nie tylko w wirtualnym, ale też w realnym świecie ze względu na niewspółmierny podział intelektu między ludzi wystarczy posiadać własne poglądy czy urodzić się – według „hejtera” – w niewłaściwym miejscu i czasie. Z reguły bowiem adresatami nienawistnych wypowiedzi w sieci są mniejszości narodowe, etniczne, religijne lub ludzie o odmiennych poglądach społecznych i politycznych (słowo „lewak” jest tu kluczowe). Niektóre przyczyny tego zjawiska już omówiłem, lecz tutaj należy dopisać jeszcze jedną: w nienawiść bardzo szybko przeradza się fanatyzm, na każdym polu i stronnictwie. Jak głosi zespół Hunter w swojej piosence „NieWolnOść”: „Nienawiść rozpleni się… gdy PrawoLewiCentrownicy chcą trupów na ulicy!”.
Hejt w Internecie ma postać komentarzy, postów, a nawet filmów. I o ile próba całkowitego wytępienia nienawiści z sieci jest staraniem tak beznadziejnym jak próba utrzymania przez państwa pokoju na świecie, tak można treści nienawistne redukować. Często bowiem na serwisach, gdzie hejt może wystąpić, wszelkie jego formy można zgłosić do właścicieli strony w celu usunięcia tych treści, wszystko przez kilka kliknięć. W tej sytuacji dochodzi do interwencji świadka czy też odbiorcy, który na hejt natrafił. Interwencji, która nie zawsze jest właściwa.
To jest ta druga strona medalu. Walka z hejtem, poprzez jego zgłaszanie jest jak najbardziej w porządku, w końcu propagowanie nienawiści w mediach nie powinno mieć miejsca. Problem pojawia się, kiedy podejmuje się krucjatę w imię czystości Internetu przeciw treściom, które w istocie nie są hejtem. Jedna z takich trudnych sytuacji miała miejsce na początku roku 2016, kiedy to organizacja „HejtStop” oskarżyła Mariusza Pudzianowskiego o propagowanie mowy nienawiści na swojej stronie na Facebook’u. Chodziło o jeden z postów, w którym to pan Mariusz (będący właścicielem firmy transportowej) wstawił zdjęcie kija bejsbolowego i zapewnił, że użyje go w Calais, jeśli któryś z imigrantów spróbuje nielegalnie wejść do wnętrza jego ciężarówki (problem imigrantów wskakujących do tirów w ww. miejscu jest znany). Sprawa otarła się o sąd, a Pudzianowskiemu groziło nawet więzienie. Była to akcja skrajna i niepotrzebna, uwzględniając fakt, że pan Mariusz w zasadzie nie nawoływał do nienawiści, nie popełnił zbrodni, jaką jest hejt, a po prostu wskazał na potrzebę obrony osobistego mienia.
No i jeszcze ta skomplikowana sprawa z ironią! Najpierw powinniśmy przybliżyć sens słowa „ironia”. Jak wiemy, oznacza ona zdanie, którego sens jest inny (często odwrotny) względem jego zapisu. Niby prosta rzecz, jednak przysparza wiele trudnych sytuacji. Jedna z nich wynika z błędnej reakcji i kalkulacji odbiorcy treści oraz polega – zupełnie jak podczas incydentu z „Hejtstop” – na zgłaszaniu treści nie będącej hejtem, a po prostu konstruktywnie złożoną krytyką wyrażoną w postaci ironii. Tego typu działania mogą tylko pozbawić Internet różnorodności opinii. A tego typu wyjaławianie na polu opiniotwórczym budzi we mnie w pewien sposób skojarzenie z totalitarną cenzurą. A skoro o tym mowa, muszę jeszcze zgłębić problematykę owej reakcji zgłaszania rzekomo nienawistnych treści. W procesie tym, jak w każdym, nie powinniśmy popadać w skrajności i fanatyzm. By w celu zwalczania faszystów i fobii… samemu nie zostać swego rodzaju faszystowskim cenzorem – z fobią i pasją poszukiwania hejtu.
Wróćmy jednak do ironii. Jej niezrozumienie może mieć różne skutki, nie tylko odczytanie jako atak na kogoś. Bywa tak, że odbiorca w zdaniu ironicznym nie odnajdzie ironii, a zawarta w zapisie dosłownym obraza bądź żart spodoba mu się. Sprawia to, że, mimo dobrych chęci nadawcy, w społeczeństwie nie giną, a wręcz utrwalają się wszelkiego rodzaju stereotypy. Nieświadomie rozprzestrzenia się hejt. A jeśli wspominamy klasyczną mowę nienawiści, to w sieci odnalazłem jeszcze jedną odmianę ironii, która jest chyba jemu najbliższa. To po prostu niemalże otwarta drwina (albo szyderstwo), która swoje istnienie próbuje usprawiedliwić poprzez zasłonięcie się ironią. W takiej sytuacji nadawca czuje się bezkarny, bo w jego mniemaniu hejt – jeśli spakowany jest w postać ironii – ma rację bytu.
Dylemat dotyczący kwestii, czym jest hejt i tego, co należy tolerować w mediach, ukazuje, że wiele spraw jest trudnych do prostego rozstrzygnięcia, sprowadzenia do zero-jedynkowego wyboru. W problemie tym, jak w wielu, sprawa ogółu rozbija się o sprawę jednostki, w tym o ułożenie granic pojęć ironii i hejtu w głowie odbiorcy i nadawcy treści. Gdzie dla jednego zaczyna się dobry żart, dla drugiego pojawia się obraza nie do zdzierżenia. Wiadome jest jedno, otwartej i bezmyślnej mowy nienawiści nie powinno się tolerować. Co do reszty, wygląda na to, że horacjańskim aurea mediocritas mogą tu być dwa działania, których wypełnienie jest praktycznie niemożliwe. Po pierwsze, przestrzeganie „netykiety” (czego oczekiwać nie sposób). Po drugie, dobre wykorzystywanie potencjału ukrytego w naszych głowach – rozumu i zdrowego rozsądku.