Gamedev – aby poruszyć Kulę
„Mieliśmy plany na stworzenie masywnego RPG, nie mając doświadczenia, rzuciliśmy się z motyką na słońce. Z programowania wiedziałem tyle, że się to pisze, nie umiałem dosłownie nic” – tak wyglądał gamedev, a dokładniej początek przygody z nim, w przypadku Adama Pawlewskiego, od trzech lat studenta, od dwóch prezesa TK Games, od zawsze – fana gier komputerowych.
Dzisiaj zaprezentuję Wam opowieść o moim znajomym, którego gamedev, czyli tworzenie gier, zaprowadził w wymarzone dla niego miejsce. A tymczasem – mój faworyt jeśli chodzi o muzykę związaną z grami – https://www.youtube.com/watch?v=eVVXNDv8rY0
Na początku była Pasja
Historia Adama rozpoczęła się pomiędzy pierwszą a drugą klasą liceum – „Chciałem w końcu zrobić coś poza zwykłym siedzeniem na komputerze i wpadłem na pomysł: <<gamedev!>>”. Zachęcił kilku znajomych ze szkoły i wkrótce ruszyły prace nad grą. Jak łatwo się domyślić, poprzeczka postawiona była zbyt wysoko, Adam wspomina, iż ich projekt nie rozwinął się ani o jeden procent do przodu, nie uważa jednak tego czasu za stracony – wówczas zaczął szukać informacji o silnikach, czerpiąc wiedzę z licznych poradników na YouTube – „Z reguły kopiowałem cały kod, który się tam pojawiał, próbując go zrozumieć i przerobić na to, czego potrzebowałem”. Adam ostatecznie wybrał silnik graficzny Unity, przy pomocy którego pracuje w dalszym ciągu, indywidualnie i (od niedawna) zawodowo. Zdobył doświadczenie, które zdeterminowały go do dalszego programowania.
Po jakimś czasie ówczesny zespół się rozpadł na skutek braku motywacji. Od idei wspólnej gry nie odstąpiła jedynie Ewelina Kmita, grafik, z którą Adam pracuje do dzisiaj. W trzeciej klasie liceum projekt został zmieniony na shooter połączony z grą typu tower defence. Choć i ten program nie został ukończony, był to kolejny ważny krok na trudnej ścieżce, jaką jest gamedev. Punkt zwrotny w ich karierze natomiast miał dopiero nadejść.
Gamedev? To i Game Jam
Owym twistem był odbywający się w wakacje 2014 roku we Wrocławiu „Techland Game Jam”. Dla nowych w temacie, game jamy to zawody, w których uczestnicy tworzą gry od zera w zadanym temacie i w ograniczonym czasie, mieszczącym się z reguły w 48 godzinach. Wobec presji tykającego zegara powstają często gry oryginalne, obfite w niecodzienne techniki niesprawdzone dotąd przez zawodników. To właśnie na takim wydarzeniu, jako owoc pracy czterech osób (dwie osoby Ewelina i Adam poznali na miejscu), został stworzony prototyp pierwszej gry spod ręki Adama i spółki, którą można uznać za (niemalże) skończoną – „Don’t Touch Your Ball”. To mobilny program, w którym gracz ma za zadanie przeprowadzić piłeczkę przez planszę manipulując polami grawitacyjnymi, które albo naszą kulkę przyciągają, albo odpychają. Wynik tak opracowanego pomysłu przeszedł wszelkie oczekiwania – „Udało nam się zająć drugie miejsce. Byłem z tego diabelnie dumny” – wspomina z uśmiechem Adam. Poza uzyskaniem wysokiego miejsca gra dostała komentarz od ludzi z Techlandu jako “praktycznie skończony produkt”, który na game jamach jest rzadkością. Adam ze swoją grupą – oraz ich „kuleczka” – osiągnęli pierwszy znaczący sukces.
Adam już wówczas wiedział, że uda się na studia informatyczne na PWr, stąd tym bardziej ucieszyło go, gdy na tym samym game jamie podeszli do niego ludzie z koła TK Games, którzy na PWr zajmują się zrzeszeniem ludzi wokół branży gamedev, szkolą ich i tworzą wspólnie gry. Zaproponowali oni Adamowi współpracę, zaś jakiś czas później został on prezesem TK Games.
Po zakończeniu pamiętnego game jamu w aurze radości i zwycięstwa, przygoda z gamedevem nabrała jeszcze większych obrotów. Na początku studiów Adam dostał możliwość zaprezentowania się ze swoją grą w trakcie Hall of Games 2014 we Wrocławiu na stoisku TK Games. „Wiedziałem, że to może być moja życiowa szansa” – wspomina Adam. Ponownie na bój wysłana zostało „Don’t Touch Your Ball”. Od jednego z organizatorów Adam dostał krótką wiadomość: program działa dobrze, wygląda źle. Oznaczało to jedno, do eventu (do którego pozostawało zaledwie kilka dni) należało zmodernizować grafikę, co, za sprawą nieocenionej w tej dziedzinie Eweliny, udało się – po wysłaniu poprawionej wersji Kuleczka dostała drugą szansę. Przez trzy dni Adam prezentował „Don’t Touch Your Ball” różnym ludziom, zbierając opinie – „Było to strasznie douczające, widzieć, że ludzie mogą się dobrze bawić, grając w twoją grę. Widzieć, co im się podoba a co ich denerwuje”. Twórca wskazuje tu, że gamedev oznacza również szukanie złotego środka pomiędzy tym, co chce się zrobić jako twórca, a tym, co podoba się graczom.
Kulka, która ruszyła lawinę
O swoich doświadczeniach sam Adam mówi z pewnym niedowierzaniem:
„To, gdzie zaprowadził mnie gamedev jest nie do wyobrażenia. Gdyby ktoś kilka lat temu powiedział mi, co się stanie w moim życiu, nie uwierzyłbym”.
Do dzisiaj nie pozostaje bierny w swoich zamierzeniach. Nadal powstają nowe gry, w których tworzeniu bierze udział. jak np. stworzone pół roku temu Forgot How To Hamster. Obecnie tworzona jest nowa gra spod ręki Adama i spółki: tym razem z rozmachem i z doświadczeniem, tym razem celując wysoko. Z historii jego, Eweliny i ich ekipy płynie pewien dość banalny a zarazem budujący morał – że za marzeniami, choćby były tak trudne jak gamedev – warto podążać.